Nieważne, czy chłód, czy słota, czy niemiłosiernie grzeje słońce – Rynek w Poznaniu codziennie wypełniają przechodnie i tłumy turystów. Wszyscy gromadzą się przed tamtejszym Ratuszem w jednym celu. Wraz z pierwszym uderzeniem zegara głowy zgodnie wędrują w górę. Każdy przyszedł tu, by podziwiać poznańskie Koziołki, które już od lat są jednym z symboli miasta. Myślisz, że wiesz o nich już wszystko? Mylisz się!
Poznańskie Koziołki mają własną legendę!
Dla wielu poznańskie Koziołki są na swoim miejscu od zawsze. Przecież trykają się codziennie w samo południe! Jak tam jednak trafiły? O tym mówi jedna z miejskich legend…
Dawno, dawno temu… W czasie rozbudowy poznańskiego ratusza, w 1551 roku, miejscy rajcy zarządzili, by mistrz Bartłomiej Wolf z Gubina zajął się wykonaniem specjalnego zegara. Miał on bić na ratuszowej wieży. Odsłonięcie i prezentacja zegara miała być wielkim świętem dla miasta, wyprawiono wielką ucztę, a wśród gości był sam Wojewoda ze swą piękną małżonką.
Pracy w czasie przygotowań było co nie miara. Głównym daniem miał być sarni udziec. Obracaniem rożna miał się zająć kuchcik Pietrek. Ten swoje obowiązki spełniał dzielnie, chciał tylko na chwilę spojrzeć na mechanizm zegara. Zostawił rożen tylko na chwilę, jednak udziec zsunął się na żar i spalił się na węgiel!
Zdesperowany i przerażony Kucharz Mikołaj posłał Pietrka do rzeźnika po nową porcję mięsa. Nie udało się jednak go zakupić. Pietrek bezskutecznie szukał mięsa, aż w końcu trafił poza miejskie mury, gdzie nad Wartą dostrzegł dwa pasące się, białe koziołki. Złapał je i czym prędzej pognał do ratusza! W kuchni jednak koziołki wyrwały się z postronka i pobiegły schodami na ratuszową wieżę, skąd wskoczyły na gzyms nad zegarem.
Akurat w tym samym momencie dokonywano uroczystych ceremonii odsłonięcia zegara. Oczom wojewody i wszystkich zebranych ukazał się nader zabawny widok – białe koziołki bodły się wesoło. Wojewoda śmiał się podobno do rozpuku, tłum razem z nim. Historia tak go rozbawiła, że kuchcikowi darowano kradzież, a Bartłomiej na pamiątkę całego wydarzenia wzbogacił zegarowy mechanizm o trykające się koziołki. Te żywe nie trafiły na stół, ale wróciły do swojej właścicielki – ubogiej wdowy…
Prawda, że to cudowna opowieść?
Trykają się mimo przeciwności
I pewnie trykać się będą jeszcze długo. Poznańskie Koziołki to przede wszystkim burzliwa historia – Ratusza i całego miasta. Pierwsze wzmianki o zegarze na wieży ratuszowej pojawiają się w kronikach już w I połowie XV wieku. Do czasu podpisania umowę na przebudowę i rozbudowę w 1550 roku zegar zdążył ucierpieć w pożarze. Przy okazji współpracy z Janem Baptystą Quadro zamówiono u Bartłomieja Wolfa nowy zegar posiadający „trzy pełne tarcze i jedną półtarczę oraz urządzenie błazeńskie, mianowicie koziołki”. Oficjalnie zainstalowano go w 1551 roku.
Przez wieki poznańskie Koziołki nie miały łatwo – burza i piorun w 1675, bestialstwo wojen i trudy walk o Poznań… Można byłoby wymieniać jeszcze długo. Mieszkańcy zżyli się z nimi praktycznie od samego początku. Gdy koziołki się nie trykały, ludzie bardzo narzekali: twierdzili, że przez to zegar się spóźnia.
Ostatecznie poznańskie Koziołki powróciły na wieżę w 1954 roku i radują wszystkich po dziś dzień… Czasem nawet przywdziewają rozmaite, fikuśne stroje – w zależności od okazji 😉
Zabytkowy mechanizm z 1913 roku można podziwiać w Muzeum Historii Miasta Poznania. Kiedy przyjedziecie zobaczyć, jak poznańskie Koziołki radośnie bodą się rogami?
To obowiązkowy rytuał w czasie każdej wizyty w mieście.
Dodaj komentarz