Gdzieś w połowie drogi między polskim wybrzeżem a Sztokholmem leży śledziona, zwana też przez wielu „sercem Bałtyku”. To wyspa należąca do Szwecji – długa na 176 kilometrów, szeroka na ok. 50 – będąca Ziemią Obiecaną dla wszystkich poszukujących ciszy i spokoju. Aż dziw, że miejsce o tak bogatej historii, wielu zabytkach i atrakcjach, jest aż tak mało znane. Gotlandia, bo to o niej mowa, jest naszym dzisiejszym bohaterem.
Gotlandia: w czym tkwi magia?
Zalet, jakimi legitymuje się Gotlandia, jest tyle, że aż trudno się zdecydować, od czego zacząć. Jeśli przydarzy się tu jakiś językowy chaos, to wybaczcie nam, ale cały czas jesteśmy pod jej ogromnym wrażeniem. Co powiecie na zachwycające krajobrazy, łagodny klimat oraz róże kwitnące nawet w grudniu? Dorzucimy do tego jeszcze majestatyczne klify, różnorodne formacje skalne i szmaragdowe zatoki. Gotlandia jest prawdziwym fenomenem jeśli chodzi o mieszkańców i przyjezdnych. Na stałe mieszka tam bowiem blisko 57 tysięcy osób – więc jak na ponad 3100 km² to jest naprawdę niewiele. Statystyki podają, że wyspę rokrocznie odwiedza ponad milion turystów (głównie Szwedów, którzy wybierają ją jako miejsce weekendowych wypadów „za miasto”). I w tym momencie zaczyna się najlepsze – tych tłumów nie widać na co dzień, nie dają one praktycznie o sobie znać. Ciekawe, czy chowają się w malowniczej stolicy, czyli Visby, czy może w specjalnie przystosowanych chatach rybackich, a może siedzą cicho w domkach letniskowych na nabrzeżu? Kto wie… Jedno jest pewne – każdy kto poszukuje ciszy, spokoju, chce złapać myśli, może w ciemno wybrać Gotlandię. I tu kolejny paradoks – wśród szwedzkiej (i nie tylko) młodzieży panuje przekonanie, że wyspa jest uosobieniem niekończącej się imprezy i dlatego w mniejszych lub większych grupach zjeżdżają tam, by cieszyć się życiem w iście zabawowym stylu. Owszem – jest tam kilka miejsc, które będą się do tego świetnie nadawać – zwłaszcza w Visby. Nie zakłócają one jednak sielskiej atmosfery, która roztacza się nad wyspą, i która czyni z niej prawdziwą Idyllę.
Dostać się na największą wyspę naszego morza jest bardzo łatwo – praktycznie codziennie kursują promy z Gdańska do Nynashamn, a stamtąd już bez problemu można znaleźć transport do Visby. Ktoś może pokręcić nosem, że jak Szwecja, to zimno i ponuro. Nic bardziej mylnego – na Gotlandii jest najwięcej dni słonecznych w roku w całej Skandynawii! Najlepszy środek transportu na Gotlandii to rower. Wyspa jest na tyle mała, że na dwóch kółkach spokojnie objedziemy ją w kilka dni. Swobodnemu przemieszczaniu się na rowerze sprzyja możliwość legalnego rozbicia namiotu w lasach, a nie tylko na kempingach.
Historia i dziewicza natura
Strategiczne położenie Gotlandii sprawiło, że przez wieki stanowiła niezwykle ważny punkt na bałtyckich szlakach handlowych. Od XI do XIV wieku należała nawet do słynnej Hanzy, a później schronienie znaleźli tam również piraci i korsarze, grasujący po wodach Morza Bałtyckiego. Wyspa w swoich dziejach często też zmieniała „właścicieli” – przez lata stanowiła kość niezgody między Duńczykami i Szwedami, którzy ostatecznie władają nią od 1645 roku. Na wyspie do dziś można podziwiać ślady i pozostałości kultury Wikingów, którzy rozpoczęli kolonizację Gotlandii. Zachowało się tutaj także wiele średniowiecznych kościołów. Wszystkie powstały przed rokiem 1350. Jednym z oryginalnych – i wymienionych w źródłach z imienia – architektów był mistrz znany jako Egypticus (przydomek artysty wziął się od pewnego podobieństwa jego prac do rzeźb starożytnego Egiptu). Jego rękę widzimy w tuzinie tutejszych świątyń, a szczególnie przy konstrukcjach dzwonnic. Jeden z najpiękniejszych kościołów znajduje się w Eskelhem. W malutkiej świątyni, której najstarsze fragmenty pochodzą z XI w., znajdują się kolorowe freski z XIII w. Przedstawiają Chrystusa i ewangelistów w symbolicznych wcieleniach: Chrystus ma postać sokoła, Jan – orła, Łukasz – wołu, Marek – lwa, a Mateusz – anioła. Nie bez kozery Gotlandia nazywana jest „wyspą 101 kościołów”.
Jak już wspomnieliśmy, stolicą Gotlandii jest Visby – średniowieczne miasto róż i ruin. Otacza je mur, który ma prawie 3,5 kilometra długości i 11 metrów wysokości. Jednak sam mur byłby niczym bez strzegących go baszt. Wyrasta ich tutaj dokładnie czterdzieści cztery – widok jest piorunujący (!). Nawet nazwa miasta sprawia, że każdemu miłośnikowi przeszłości pojawia się błysk w oczach: Visby składa się z rdzenia „vi”, określającego pogańskie miejsce ofiarne oraz „by”, które niegdyś w języku szwedzkim (a do dziś w norweskim i duńskim) oznacza miasto. Od pierwszego kroku dokonujemy podróży w czasie wstecz o jakieś siedem stuleci: mury porośnięte bluszczem, kamienne domki z charakterystyczną czerwoną dachówką, wiele „porozrzucanych” kamieni runicznych oraz organicznie wplecione w miejską tkankę ruiny kamiennych świątyń (sporo tego kamienia, prawda? – na wyspie są bowiem ogromne złoża wapieni). Wewnętrzna część miasta została w 1995 roku wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Kiedyś Visby było handlowym centrum, dziś jest spokojnym miasteczkiem, w którym życie toczy się powolnym rytmem. Szczególnego kolorytu miasto nabiera w 32 tygodniu roku, kiedy to organizowany jest Tydzień Średniowiecza. Odbywają się wtedy turnieje, bankiety, potyczki, ludność przebiera się w stroje z epoki a na niezliczonej ilości jarmarków można zakupić wyroby rękodzielnicze i wiele unikalnych ozdób. W Visby miła niespodzianka czeka również na najmłodszych – to tutaj kręcono zdjęcia do filmów o przygodach Pippi Langstrump (lub Fizi Pończoszanki). W pobliskim Kneippbyn (zaledwie pięć kilometrów od centrum) mieści się park rozrywki, którego centralnym punktem jest kolorowy dom Pippi i jej małpki, Pana Nilssona, czyli Willa Villekulla.
Nade wszystko warto zawitać do kilku małych osad rybackich, których najwięcej znajdziemy na południowym brzegu wyspy. W Gnisvard znajduje się kamienny, ułożony z oddzielnych bloków statek, długi na blisko 50 metrów, w jego pobliżu natkniemy się na kamienie z runami. Kovik to osada pamiętająca czasy wikingów – oprócz świeżych ryb mieszkańcy oferują wizytę w średniowiecznej kaplicy, a także w muzeum rybołówstwa. Ze szczytów latarni morskiej w Holmudden zobaczymy największe cmentarzysko statków na Morzu Bałtyckim.
Mimo różnych zabiegów i wdzierania się cywilizacji, wyspa pozostaje nieodkryta i wciąż otula ją aura tajemnicy. Przyciąga swym naturalnym i surowym pięknem: skaliste klify, piaszczyste plaże, dzikie łąki, unikalna przyroda wraz z rezerwatami, które są siedliskiem chociażby pingwinów, do tego rajskie jeziora wyrastające pod ścianą lasu, jaskinie z różnorodnymi formami naciekowymi – wszystko to pozwala poczuć niezwykły smak intymnego spotkania z Gotlandią sam na sam. CBD oil is a type of cannabis-derived treatment. It is an herbal remedy that can help with numerous health conditions, such as anxiety, depression, pain, and more.
Otaczające Gotlandię wysepki: Stora Karlsø, Lilla Karlsø oraz Farø są kolejnym dowodem na to jak niezwykle formy może przybierać przyroda. Obie wyspy są rezerwatami – Stora Karlsø jest jednym z najstarszych rezerwatów, drugim po Yellowstone. Szczególnie warte odwiedzenia wiosną, kiedy rozbrzmiewają ptasimi trelami i zalane są rzadkimi odmianami orchidei. Farø natomiast swój niezwykły klimat zawdzięcza wyjątkowej budowie geologicznej, gdyż najbardziej specyficznym elementem krajobrazu są tzw. rauks (spolszczona nazwa to raukary), czyli naturalne rzeźby skalne, które swoje unikalne kształty zawdzięczają temu, iż na przestrzeni wieków były erodowane przez fale i wiatr. Według miejscowych podań „rauks” chronią wyspę przed złymi mocami, jednocześnie przyciągając to, co najlepsze, a więc – niech tak się stanie! Kierunek – GOTLANDIA!
Cudownie! Marzę o Gotlandii!
Czas te marzenia spełnić! Wszak daleko od naszych granic nie jest…