Co ta Norwegia ma w sobie, że tak przyciąga? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Jedni kochają ją za spokój i harmonię majestatycznej przyrody, inni szukają tam adrenaliny. Tym razem mamy perełkę dla drugiej grupy. Wędrujemy na południe kraju, by tam oddać się przyjemnościom Trollstigen. A co to jest? O tym już za chwilę.
Trollstigen – górskie serpentyny
Trollstigen, to górska trasa złożona z 11 serpentyn, o której sami mieszkańcy Norwegii mówią jako o obowiązkowym punkcie wizyty w tej części Europy. Znajduje się w południowej części kraju, w pobliżu miasta Andalsnes w gminie Rauma. Od lat stanowi jedną z największych atrakcji nie tylko regionu, ale całej Skandynawii.
Początki Trollstigen nie były jednak różowe. O tym, że w ogóle możemy się nią dziś zachwycać, zadecydowały naprawdę pokręcone koleje historii. Chociaż wiele osób uważało, że budowa drogi nad Stigfjellet to zupełne szaleństwo i brak zdrowego rozsądku, w 1916 roku norweski parlament dał jednak zielone światło i konstrukcja drogi została zakończona kilka lat później. Budowa rozpoczęła się w 1928 roku i stanowiła ogromne wyzwanie – nie tylko logistyczne, ale przede wszystkim technologiczne. Obszar ten był (i jest oczywiście nadal) bardzo stromy oraz podatny na obsunięcia terenu, często był podtapiany pogoda robotników też nie zwykła rozpieszczać. Długa zima powodowała, że budowa drogi mogła trwać jedynie od połowy maja do września lub października każdego roku. Prace przebiegały dość sprawnie. Nie obyło się oczywiście bez wypadków, lecz było ich w porównaniu z innymi tego typu inwestycjami naprawdę niewiele. Robotnicy pokazali swój kunszt oraz swoje artystyczne zdolności kamieniarskie – efekt był porażający, także pod względem artystycznym i estetycznym. Nowa droga, której nadano nazwę Trollstigen, została otwarta 31 czerwca 1936 roku przez króla Haakona.
Trollstigen to trasa niezwykle wąska i kręta. Serpentyny łamią się nawet pod kątem 180°, a pojazdy dłuższe niż 12 metrów nie mają tu wstępu.
Trollstigen – efekt marketingowego „wow”
Pod koniec XIX wieku turystyka w tamtym obszarze zaczęła nabierać niespodziewanego tempa. Ówcześni specjaliści od PRu i wizerunku dwoili się i troili, by przyciągnąć jak najwięcej ciekawskich. Postanowiono połączyć dobra natury z miejscowymi wierzeniami. Padło więc na postać trolla. Nawet górom nadawano dość osobliwe imiona, jak choćby Kongen (Król), Dronningen (Królowa), Bispen (Biskup) oraz Trollveggen (Ściana Trolla). Wodospad Knivsflafossen w Geiranger został przemianowany na De syv sostre (Siedem Sióstr), a droga nad Stigfjellet stała się Trollstigen (Drabina Trolla).
Również w 1936 roku ukończono także Trollstigheimen w Alnesreset, czyli najwyżej położoną restaurację w regionie (852 m n.p.m.). Mogła obsłużyć nawet 180 gości. Niestety w 1963 roku budynek został zniszczony przez lawinę i nie został ponownie odbudowany. A szkoda.
Drabina Trolli przyciąga zarówno przepięknym położeniem wśród górskich szczytów, jak i nietypowymi zakrętami. Spragnieni adrenaliny kierowcy (i nie tylko) chcą spróbować swoich sił na niezwykłej trasie, a mniej odważni ograniczają się do platformy widokowej, która wyrosła tam wraz z otwarciem w 2012 roku Narodowego Szlaku Turystycznego Trollstigen. Platforma jest nietypowo położona, wystając prostopadle nad przepaścią. Czy platforma generuje dużo niższy poziom adrenaliny? Śmiemy wątpić 🙂
Drabina Trolli nie tylko dla kierowców
Trollstigen przyciąga swym niewątpliwym urokiem nie tylko miłośników kierownicy i czterech kółek. Norweska serpentyna to gratka dla wszystkich amatorów sportów ekstremalnych. Jakich? Zobaczcie sami! UWAGA – będzie się działo wiele, więc rozsiądźcie się wygodnie. (I nie próbujcie tego w domu!)
Zaczniemy dość leniwie i sennie…
Teraz pora na prawdziwy odlot. Dosłownie. TYLKO ZAPNIJCIE PASY!
No i lądujemy… Jak się podobało? Na koniec mały gratis. Ale piękny.
Niesamowite, piękne, zapierające dech w piersiach:) Nie byłam w Norwegii ale bardzo chcę to nadrobić:)
Piękne miejsce 🙂 Jeszcze nie wiem kiedy, ale na pewno się tam wybierzemy na motocyklu. Na razie szykujemy się na Bałkany, zamiast Trolii odwiedzamy Draculę 🙂
Ja bym się ograniczyła tylko do tej platformy, chociaż jak na to patrzę, to też tak z porządnym dreszczykiem emocji.
Niesamowite! Mało wiem o Norwegii, ale chyba jednak czas tę niewiedzę nadrobić. 🙂