To już kolejna niedziela. Kolejna okazja, by podzielić się z Wami (i Wy z nami) kilkoma nieuczesanymi myślami na temat podróżowania. Tym razem towarzyszyć nam będzie Lanzarote, czyli wyspa niż inne. Dlaczego? Przekonajcie się sami…
Lanzarote – (tylko?) wulkaniczna surowość
Gdy myślimy o Wyspach Kanaryjskich, zazwyczaj pojawiają się nam w głowie obrazy luksusowych hoteli, krzątającej się obsługi, białych plaż, long drinków z palemką. Słowem: słodkie lenistwo. Ale czy to jest całe oblicze tego wyjątkowego archipelagu? Już nasz wcześniejszy tekst o Teneryfie pokazał, że tak nie jest. Teneryfa oto także góry, genialne trasy trekkingowe, które nie pozwolą na nudę. To także niebanalne krajobrazy i malownicze laguny, których próżno szukać w wyświechtanych przewodnikach.
Prawdziwa podróż ma to do siebie, że ona sama będzie nas prowadzić. Czasem nasze plany wezmą w łeb, pogoda nie dopisze, losowe wypadki sprawią, że odechce nam się poznawania lokalnych zwyczajów. Tak zwyczajnie. Tak po prostu. Przychodzą jednak „niespodzianki”, które stają się początkiem pięknej przygody. Nieraz zdarza się tak, że nieprzyjemne zdarzenia otwierają nam oczy na sprawy, zjawiska i ludzi wokół, których normalnie byśmy nawet nie spojrzeli.
Jakże często kierujemy się opiniami innych! Jedziemy na naszą wyprawę z gotowymi tezami, założeniami. Ile razy dajemy sobie wolność, by porzucić nasze plany i dać się porwać w wir zastanej przez nas rzeczywistości? Co jest dla nas ważniejsze: sztywno ustawiony grafik czy spontaniczność dnia codziennego i obecnych okoliczności?
Taką wyspą-niespodzianką jest z pewnością Lanzarote. Wulkaniczny surowy charakter nijak się ma do stereotypowych wyobrażeń o „Kanarach”. Skaliste, twarde i ostre pejzaże raczej gryzą się z niezwykle łagodną „wieczną wiosną”, która tam panuje przez cały rok… Kto by się spodziewał, że w miejscu, gdzie królowało rybołówstwo i rolnictwo, rozwinie się turystyka, nie wspominając o coraz szerzej pojawiających się winnicach, które przebojem wdzierają się do europejskiej (i światowej) czołówki?
Ileż to razy nasze oczekiwania i nastawienia są (na szczęście) korygowane przez cudowność rzeczywistości! Tak też jest z Lanzarote… Czegóż się można spodziewać po wyspie wyplutej z wulkanu? TEGO! (tylko nie zapomnijcie rozsiąść się wygodnie i zaprosić przed ekran najbliższych 🙂 )
Jeśli macie jakiekolwiek doświadczenia (na pewno macie!) z niespodziankami (tymi dobrymi, ale i tymi mniej) to dajcie znać w komentarzach i na FB 🙂
Nie zachowujcie całego dobra tylko dla siebie, ok? Naszą stroną trzeba się dzielić ze wszystkimi! 🙂
ładne ujęcia 🙂
Rewelacja.Jeśli kiedykolwiek postanowię wyjechać trochę dalej niż moje ukochane Włochy na pewno będzie to właśnie Lanzarote. Już dawno czytałam o tej wyspie, od tamtej pory cichutko siedzi mi z tyłu głowy.
Wow robi wrażnie! Niestety nie podróżuję więc nispodzianki mnie omijają 😀
Świetne widoki!
Mi się „kanary” marzą kamperem, z nocowaniem na dziko, nad Oceanem. Pokazujesz niesamowite pejzaże.
Piękne ujęcia, cudowne widoki. I świetnie napisane.