Mamy nadzieję, że pamiętacie, jak pisaliśmy o Pico del Taine. Dziś kolejne miejsce, które, mamy nadzieję, skłoni Was do tego, byście zrobili miejsce na dobre buty trekkingowe podczas pakowania się na Teneryfę. Gdyby ktoś powiedział, że to miejsce pełne magii, to tak jakby zmieszał je z błotem. Nie ma w tym ani krzty przesady – zresztą – przekonacie się sami. Masca już otwiera przed Wami swoje podwoje!
Masca: zapomniana wioska
Zaledwie godzinę jazdy samochodem od kurortów północno-zachodniej Teneryfy znajdziemy zupełnie inny świat. Nie będzie tam luksusowych hoteli, drinków z palemką i gorącego piasku. Choć gorąco będzie tam na pewno. Pokonując szaloną serpentynę wśród gór, trafimy do niewielkiej wioski położonej na wysokości około 600 m. n.p.m., o pięknie brzmiącej nazwie Masca. Ulokowana jest ona w górach Teno pomiędzy wąwozami – bajka!
Sama trasa przypomina alpejską drogę Julierpass. Głębokie i ostre zakręty biegną nad przepaścią, adrenalina skacze jak szalona. Samo zdrowie! Na trasę najlepiej wjechać od Santiago del Teide. Po chwili droga zaczyna się piąć stromo w górę, ale jeszcze jest dość szeroko. Na przełęczy znajduje się kilka miejsc widokowych, na których można bezpiecznie zostawić samochód. Pod warunkiem, że ma się sprawny hamulec ręczny i nie zapomni go użyć. Kilka przystanków naprawdę warto zrobić – już teraz widoki powalą na kolana. Wyobraźcie sobie, że droga do tej „zapomnianej” wioski powstała dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, przedtem można było dotrzeć tam jedynie pieszo (sic!).
Sama Masca jest naprawdę uroczą wioską. W jej centrum jest mały kościół, wiele kameralnych knajpek i lokalnych sklepów. Siedząc na tarasie kawiarni i popijając kawę w zasadzie z każdej strony atakuje Was piękny górski krajobraz… Samochód – siedzisz, kawiarnia – siedzisz… Kiedy zatem ruszymy w drogę? Co z tym trekkingiem?
Masca: wąwozem do Oceanu
Wioska stoi u startu niezwykłej trasy trekkingowej, która biegnie przez wąwóz Barranco del Masca i prowadzi aż do Oceanu, magicznej zatoczki i Playa del Masca ukrytej wśród klifów Los Gigantes. Wszystko zaczyna się przy XVIII-wiecznym kościele Niepokalanego Poczęcia… Potem już jest tylko to, co tygryski lubią najbardziej. Przed sobą mamy nie lada wyzwanie, do którego przydadzą się wysokie buty, kryjące i stabilizujące kostki. Trekking obejmuje pięciokilometrową trasę w otoczeniu skalnych wzgórz, a jej przewyższenie wynosi ładne kilkaset metrów. Droga biegnie sinusoidalnie – czasem wchodzi nawet do miejscowych jaskiń, które trzeba pokonać, by iść dalej. Mijać będziecie dawne tereny uprawne, a także typowo kanaryjską roślinność (agawy, palmy, tabaiby czy kardonale). Pojawi się wśród nich także spora ilość endemitów. W zależności od pory roku bywają tam małe wodospady i jeziorka. Dodajmy do tego wszystkiego ciepło i sporą wilgotność, a już bez wychodzenia w domu mogą pojawić się pierwsze krople potu na czole. Całość trasy szacowana jest mniej więcej na 3-4 godziny. Może i będzie zmęczenie, może będą odciski i bolące łydki – ale wszystkie widoki po drodze i dziewicza zatoczka na końcu zrekompensują to z pewnością. Droga często była używana jako przeprawa piracka – kto wie, może po drodze z jednej ze skrzyń coś upadło i uda się Wam znaleźć złote monety…
Ok – dotarliśmy już na plażę, rozkoszujemy się baśniową laguną, opalamy się, odpoczywamy, ale trzeba wracać. Z pewnością znajdą się tacy zapaleńcy, którzy zechcą wrócić tą samą trasą. Notabene – to jest jedyne wyjście drogą lądową. Można się jeszcze wydostać stamtąd drogą wodną, oceaniczną. Ale jak? Wpław? NIE! Warto dzień wcześniej zarezerwować bilet na statek, który zabierze Was do Los Gigantes. Jest to sposób łatwiejszy – owszem – warto jednak go wybrać także ze względu na fakt, że w czasie rejsu będziecie mieli okazję nie tylko zobaczyć, ale też pobawić się z delfinami.
Mamy nadzieję, że od teraz nie będziecie już postrzegać Teneryfy jako miejsce stricte kurortowe i przereklamowane. Pico del Teide czy Masca to doskonałe przykłady na to, że warto nawet w utartych miejscach szukać tajemniczych i nieoczywistych zakamarków.
#CAŁY ŚWIAT W JEDNYM MIEJSCU #KEEP CALM AND ENJOY THE TRIP
No tak kolejne powielone mity na temat Masci! Byłam, PRZESZŁAM, ale nigdy więcej MASCI. Nie jest to 5 km, ale 7 km wąwozu. Nie tylko w dół ale chwilami pod górkę. Nie 3-4 godziny na przejście całości!!! Chyba biegiem, widziałam po drodze takich zawodników biegiem w dół biegiem, z powrotem. Po drodze jest kilka naprawdę BARDZO trudnych miejsc. Na końcu z plaży jest nie statek ale łódź. Jedna to tylko ponton, może być atrakcją. Obsługują dwie firmy (w sezonie może więcej). Ktoś kto planuje pokonanie Masci musi się naprawdę solidnie przygotować: prowiant (nie kanapki!!!), jeżeli kije to odpowiednia technika itd. Pozdrawiam, życzę powodzenia na trasie.
Coś na kształt polskiego Biegu Rzeźnika tam się odbywa – to fakt 🙂 Nikt nie mówi, że cały czas jest w dół przecież… Nikt też nie mówił, że to trasa dla nowicjuszy, do przebycia w klapkach 🙂