Pogoda w końcu zaczęła sprzyjać wszystkim miłośnikom powiedzonka: „Rzuć wszystko i chodź w góry!”. Pojawia się, jak zawsze, dylemat – gdzie wyruszyć na najlepszy trekking na świecie? Przed Wami już czwarta odsłona naszego, subiektywnego zestawienia takowych tras. Dziś wykonamy tylko jeden skok międzykontynentalny, ale za to jak ogromny! Przekonajcie się sami. Zapraszamy!
Najlepszy trekking na świecie: nieznane Góry Fogaraskie
Góry Fogaraskie (rum. Munţii Făgăraş) to najwyższe pasmo należące do Karpat Południowych, które znajduje się na terenie Rumunii i oddziela Transylwanię od Wołoszczyzny. Jego najwyższymi szczytami są: Moldoveau, Negoiu oraz Vistea Mare – wszystkie one wyrastają powyżej 2500 m. n.p.m. Wciąż jednak są one niedoceniane przez piechurów z całego świata. Może to i dobrze – przynajmniej nie będzie dzikich tłumów na szlakach 🙂 Kto jeszcze nie był, ten ma czego żałować i lepiej niech nadrobi swoje zaległości jak najszybciej. Polodowcowe jeziorka (największe to Bâlea Lac, a najgłębsze Lacul Podragu) urokliwie wciśnięte między potężne szczyty; długie, ostre i eksponowane granie; budzący obawę i podziw żleb Drakuli, ale także liczne stada owiec pasących się na przepastnych zielonych halach pod czujnym okiem ciobanów (rumuńscy pasterze) – to tylko niektóre z wizytówek tych przepięknych gór.
Zachodnia i środkowa część przypomina widoki znane nam z Tatr, zaś część wschodnia ma zdecydowanie łagodniejszą rzeźbę. Główną osią turystyczną pasma jest szlak czerwonego paska (banda roşie), ciągnący się wzdłuż głównej grani. Uzupełniają go szlaki przebiegające bocznymi graniami i dolinami. Jest ich więcej od strony północnej, transylwańskiej. Tam też znajduje się większość obiektów noclegowych. Generalnie szlaki pod względem technicznym oraz kondycyjnym nie są trudne do przejścia, niektóre odcinki uznawane są nawet za bardzo proste i monotonne, choć w centralnej części pasma góry te przyjmują skalisty charakter, a na idącym głównym grzbietem szlaku turystycznym pojawiają się czasem niemałe trudności oraz ekspozycja porównywalne z Orlą Percią, co tylko dodaje wyprawom smaczku i kolorytu. Jedną z ciekawszych tras jest szlak prowadzący z jeziora Călţun do szczytu Negoia oraz dalej do Serboty. To droga przez większość turystów uznawana za jedną z najtrudniejszych w Górach Fogaraskich. Czas dojścia z jeziora do Negoi wynosi około 2 godzin, natomiast z Negoi na szczyt Serbota trzeba przeznaczyć dobre 5 godzin.Szlak oznaczony jest kolorem czerwonym. Niektóre odcinki mogą być męczące dla osób, które nie posiadają dobrej kondycji oraz dużego doświadczenia, jednak wbrew pozorom trasa nie jest tak wymagająca, jak zwykło się o niej mówić. No i czego się nie robi dla satysfakcji z wędrowania…
Najlepszą porą roku na trekking po Górach Fogarskich jest wiosna oraz lato. W maju, czerwcu oraz miesiącach wakacyjnych pogoda zdecydowanie bardziej sprzyja górskim wędrówkom niż zima, gdy pod grubą warstwą śniegu trudno dostrzec oznaczenia szlaków oraz drogi prowadzące na szczyt, tak więc nie ma co zwlekać, tylko szykować się na wyprawę! 🙂
Doskonałą bazą wypadową w Góry Fogaraskie jest miasto Sibiu (Sybin). Należy ono do jednego z najpiękniej położonych miast Rumunii. Stąd do podnóża gór Fogaraskich prowadzi szosa oraz linia kolejowa Sibiu – Braşov. Najlepszą formą poznawania Fogaraszy jest z pewnością wędrówka z własnym namiotem. Nie ma żadnego problemu z biwakowaniem przy głównej grani, a dodatkowym ubezpieczeniem niech będą liczne schrony (refugiu) ukryte górach. Może w sezonowym szczycie jest więcej chętnych niż miejsc, które mogą one zaoferować, to jednak zawsze coś, prawda? Możecie się dziwić, dlaczego nie proponujemy Wam schronisk (cabana)… Otóż – fakt – jest ich całkiem sporo (zwłaszcza po północnej stronie), lecz niewiele z nich jest położonych w miarę wysoko i na tyle blisko głównego grzbietu, żeby nie nadkładać dodatkowych kilometrów.
GR 20, czyli „naj” europejskich tras
170 km wzdłuż naznaczonego skalnymi iglicami kręgosłupa Korsyki. W sumie 19 km przewyższenia. Ponad dwa tygodnie marszu po minimum kilka godzin dziennie – w pełnym rynsztunku, włącznie z namiotem. Duszne i ciężkie powietrze, skaliste szlaki, słońce dające się we znaki o każdej porze dnia, zmienne warunki, spore amplitudy temperatur. Wszystkie te liczby i warunki wydają się niczym wyciągnięte z trekkingowego armagedonu. Tak z pewnością przywita wszystkich śmiałków uchodząca za najtrudniejszą i najniebezpieczniejszą, a już na pewno jedna z najsłynniejszych tras w Europie, czyli Grande Randonnée (GR) 20.
Trasa pomiędzy pomiędzy miejscowościami Calenzana w Balagne a Conca w południowo-wschodniej części wyspy jest „naj” jeszcze z jednego powodu, a w zasadzie dwóch: widoki oraz rozmaitość. Na szlaku mamy do czynienia z całą gamą różnorodności ukształtowania terenów, a krajobrazy i pejzaże wręcz zniewalają. Mamy tu lasy, granitowe skały, smagane wiatrem kratery, rozlegle łąki, jeziora polodowcowe, potoki, torfowiska, zarośla i zaśnieżone szczyty, po drodze wchodzi się na kilkanaście dwutysięczników. Raj? Bajka? Baśniowa kraina? Trudne to wszystko jest do opisania…
Poza nielicznymi łańcuchami w szczególnie niebezpiecznych miejscach, na szlaku nie ma żadnych innych ułatwień. Dość częste, zwłaszcza w części północnej, są fragmenty wymagające wspinaczki oraz przeciskania się między skałami. Szlak na żadnym odcinku nie jest utwardzony poprzez specjalnie ułożone płyty skalne, wędruje się jedynie po wydeptanych ścieżkach. Porywając się na zdobycie GR 20 nie możecie zapominać o konkretnych zapasach prowiantu i wody, o którą na trasie jest dość trudno. W schroniskach raczej nie będziecie mieli okazji do kupienia gotowych posiłków, więc puszki w tym wypadku to podstawa.
Zimą szlak jest zamknięty z powodu śniegu. Latem jest na nim duszno i gorąco, dlatego miejscowi twierdzą, że najlepszy czas na GR20 to koniec czerwca lub początek września. Jest zatem jeszcze trochę czasu, żeby wstrzelić się w najlepszy okres. Jeśli chce się przejść całą trasę za jednym razem, droga z północnego zachodu na południowy wschód zajmuje dwa tygodnie i to w tempie z całą pewnością nie żółwim. Z pewnością nie jest to trasa dla żółtodziobów i nowicjuszy… To jak? Gotowi na przeżycia i wysiłki level hard?
Najlepszy trekking na świecie: skok do Nowej Zelandii
Kto by pomyślał, że w naszych wędrówkach zahaczymy o taką egzotykę trekkingową, jaką wydaje się być Nowa Zelandia. Czym może się pochwalić ten kraj? Wystarczy kilka rzutów oka na obrazy adaptacji „Władcy Pierścieni” czy „Hobbita” – tam odnajdziecie przepiękne fale pagórków, rwące strumyki, skaliste ścieżki wijące się pośród lasów i subalpejskich krajobrazów. Nie bez powodu rząd Nowej Zelandii wyznaczył tzw. Great Walks. Jest to grupa dziewięciu szlaków turystycznych o nieprzeciętnych walorach krajoznawczych. Osiem z nich to trasy piesze, a Whanganui Journey to niezwykły szlak kajakowy.Na trasach widoki przeplatają się jak w kalejdoskopie. W jednym momencie wchodzimy po kamiennych schodach pośrodku lasu deszczowego, by za chwilę wyjść na rozległe przestrzenie w otoczeniu mniejszych i większych, czasem ośnieżonych, szczytów, a na końcu dotrzeć do zagubionego w głuszy malowniczego wodospadu… Ech!
Przed wyruszeniem w drogę, najlepiej ze sporym (nawet kilkumiesięcznym) wyprzedzeniem zarezerwować sobie miejsca w schroniskach. Jest to rządowy sposób na ograniczenie ruchu na szlaku – a wszystko po to, by cały czas chronić tamtejszy mikroklimat.
Wśród dróg pieszych na szczególną uwagę zasługuje Routeburn Track. W maju 2005 roku został uznany przez National Geographic Adventure za jeden z jedenastu najlepszych szlaków na świecie. Dystans Routeburn to 32 km, normalny człowiek pokonuje go najczęściej w 3 dni. Oczywiście można to zrobić zdecydowanie szybciej, jednak czy nie o to chodzi, żeby nacieszyć się tym wyjątkowym miejscem? 🙂 Są też śmiałkowie, dla których pokonanie Routeburn to kwestia kilku godzin – ale nie zabierają oni ze sobą plecaka o wadze kilkunastu kilogramów – w trakcie biegu z pewnością nie zmarzną, a i o głodzie nie może być mowy.
Routeburn Track znajduje się w południowo-zachodniej części wyspy, prowadzi przez dwa parki narodowe MT ASPIRING i FIORDLAND. Ten drugi to jeden z pięciu największych parków narodowych świata. Szlak jest dostępny od listopada do kwietnia,a poza tym okresem panują tam warunki zimowe i może być odwiedzany wyłącznie przez doświadczonych piechurów. Routeburn Track to prawdziwe bogactwo różnorodności w jedności: znajdziemy tu przepiękne lasy deszczowe, szumiące kaskady, szmaragdowe jeziora, alpejską florę, panoramiczne widoki, a i zdarzy się pokonać kilkunastometrowe przepaście, przechadzając się po drewniano-linowych mostach przerzuconych nad nimi.
Z całą pewnością musicie być przygotowani na kaprysy pogody – zmienia się naprawdę często, a i niebo potrafi tam zapłakać. Dość rzewnie i obficie. Niech nikogo nie zdziwią także niskie temperatury, śnieg, silne wiatry, a także miejscowe podtopienia na szlaku – mogą one wystąpić o każdej porze roku. Przed podróżą warto też poczytać co nieco o prawdziwej pladze tamtych terenów – czyli sandflies, które według maoryskich legend miały zostać stworzone przez boginię śmierci, czyli Hine-nui-te-po, by ludziom zauroczonym krajobrazem nie przyszło do głowy niemoralnie się prowadzić. To wyjątkowe paskudztwo, podobne do naszych owocówek potrafi pogryźć człowieka, pozostawiając ślady na parę tygodni. Po bliskim spotkaniu z ich chmarą warto mieć na podorędziu coś gorącego – podobno uśmierza swędzenie.
Czy jednak każdy wysiłek, każde ugryzienie, każda kropla potu nie będą warte chociażby takich widoków? Nowa Zelandia już na Was czeka!
Czy każdy z Was już wybrał miejsce na najlepszy trekking na świecie? Zanim dokonacie wyboru, zapoznajcie się jeszcze z poprzednimi częściami (I, II, III). Macie już swojego faworyta? 🙂 Dajcie znać w komentarzach i na FB! Zalajkujcie nasz fanpage – a nie ominą Was żadne wpisy!
Pingback: Tongariro National Park - najstarszy park Nowej Zelandii - TRIPONLINE
Pingback: Tongariro National Park - najstarszy w Nowej Zelandii - TRIPONLINE