W końcu wracamy do Gwatemali. Pamiętacie Tikal? Dawno nas tu nie było. Powracamy jednak z przytupem! Chcemy Was zabrać do miejsca niewiarygodnego, acz wciąż niebezpiecznego. Santa Maria to wulkan, który czaruje nie tylko widokami. Sama trasa przyprawia o szczęki opad, obserwowanie wschodów i zachodów słońca śmiało można wpisać na listę najwspanialszych przeżyć. Santa Maria to także, żywioł, niebezpieczeństwo i śmierć!
Santa Maria – nie taka święta!
Nieopodal Quetzaltenango, czyli czwartego miasta w kraju wyrasta i góruje nad okolicą wulkan o dość przewrotnej nazwie Santa Maria. Góra jednak do świętych nie należy, co sprawia, że jeszcze bardziej intryguje, zachwyca, zachęca do odwiedzin. Miejscowi zachęcać będą, by nie spać zbyt długo i jeszcze przed świtem wyruszyć w drogę. Podziwianie wschodu słońca na wysokości 3772 metrów z całą pewnością wynagrodzi krótki sen i trudy trekkingu.
Widok ze szczytu wulkanu rozpościera się na siedem, pływających w chmurach, innych wulkanów, w tym aktywny wulkan Santiaguito (jeden z najbardziej aktywnych na Ziemi, powstał po erupcji z 1922 roku), który lubi straszyć odwiedzających, niewielkim erupcjami i złowieszczym grzmieniem.
Prawdziwą gratką może okazać się szansa nocnego wejścia na szczyt przy świetle księżyca, który pokazywać się będzie w całej pełni! Wbrew temu, co możecie znaleźć w przewodnikach samodzielne wejścia są możliwe, choć biura turystyczne z pewnością będą Was straszyć napadami i kusić będą bezpieczeństwem przewodników – jedyne 200 Q na głowę. Na szczęście sporo się zmieniło…
Na szczycie odbywają się często lokalne obrzędy. Przyglądając się można dostrzec synkretyzm chrześcijaństwa i wierzeń majańskich. Kobiety (w większości) płaczą, lamentują, biją pokłony, klaszczą, modlą się, trzęsą się w dziwnym transie – co to oznacza? Możecie spytać na miejscu 🙂
Jak możecie się domyślać, Santa Maria jest pełna paradoksów. Piękno, zachwyt – z jednej strony. Niebezpieczeństwo i strach z drugiej. Aktywność wulkanu datuje się na około 30 000 lat. Od początków prowadzenia kronik i zapisków Santa Maria pluła lawą wielokrotnie, jednak mało kto wie, że erupcja z 1902 roku zalicza się do pierwszej trójki największych wybuchów XX wieku. To była ogromna tragedia. Wulkan – sądzono, że uśpiony – dawał co jakiś czas znaki budzenia się ze snu. roje niewielkich wstrząsów sejsmicznych, większe trzęsienie ziemi miało miejsce w kwietniu 1902 roku. Kolosalna erupcja Santa Maria rozpoczęła się 26 października 1902 roku i trwała aż do 28 października. Huk eksplozji słyszano nawet w Kostaryce, oddalonej 850 km na południe od wulkanu. Odór siarki dotarł do aż do miasta Coban (160 km od Santa Maria), gdzie trzęsły się szyby. 25 października chmura erupcyjna sięgnęła wysokości 27-29 km. Popiół dotarł aż do oddalonego o 4000 km od wulkanu San Francisco. Erupcja rozerwała większość południowo-zachodniego zbocza wulkanu tworząc krater o wymiarach 1000 na 700 metrów, głęboki na 300 metrów. W wyniku erupcji gospodarka Gwatemali została zrujnowana, zginęło 5000 ludzi, a epidemia malarii po erupcji sięgnęła po kolejne ofiary. Tragedia totalna.
Santa Maria wciąż jest aktywna. Pluje co jakiś czas lawą, pyłem, oparami… Coś w środku jeszcze tam siedzi, potrzebuje objawić się światu. Ostatnio w 2016 roku. Wulkan wyrzucił wtedy słup popiołu sięgający do 5000 metrów. Obłoki wciąż potrafią odebrać mowę, a przy potędze żywiołu poczuć się można naprawdę malutkim. I to jest piękne! W takich właśnie miejscach człowiek może uświadomić sobie swoje własne miejsce. Polecamy!
Uwielbiam wulkany i teraz wiem, że jest to jeden z tych, które muszę odwiedzić! Piękne miejsce, piękne fotografie! Zaczarowałaś mnie tym postem 🙂
Chyba zaczarowałeś 😀 Ale dzięki!