Dziś będzie krótko i na temat. Piasek, morze, nieodkryty raj, którego wciąż na szczęście nie zadeptały tabuny turystów. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego Jericoacoara wciąż się jeszcze uchowało. Może to i dobrze. Pędźcie do Brazylii, bo może być już za późno!
Jericoacoara – mekka surferów
Jericoacoara (lub dla przyjaciół Jeri) to bajkowa miejscowość położona nad Oceanem Atlantyckim w północno – środkowej części Brazylii. Błękitne niebo, krystalicznie czysta woda i ogromna plaża wprost bijąca po oczach bielą piasku sprawiają, że możemy poczuć się tam jak w raju.
Aby dostać się do tej wciąż niezbrukanej konsumpcjonizmem oazy trzeba wyruszyć z Fortalezy i przygotować się na jakieś 300 kilometrów jazdy. Najpierw 250 km w rozgrzanym do czerwoności autokarze, potem przesiadka do samochodów terenowych i przejazd po bezdrożach stanu Ceara. Hej – przecież miał być surfing, a nie off-road! Spokojnie – do tego za chwilę też przejdziemy!
Następną możliwością jest wzięcie transferu z lotniska – Jeri. Jest to dobre rozwiązanie, jeżeli jedziecie większą ilością osób, ponieważ taka opcja w jedną stronę kosztuje między 350 i 500 reali za samochód. Jeśli jedzie się w np. 5 osób można sobie to rozłożyć, jednak dla jednej czy dwóch osób jest to dosyć droga możliwość. Należy jednak pamiętać, że taki transfer trzeba wcześniej zarezerwować w polskich biurach podroży lub mailowo – już bezpośrednio w Jeri. W tym przypadku mamy zapewnione ok 4,5 godziny jazdy terenowym autem.
Mimo, iż Jeri to mała wioska, to można mieszkać w niej można na wiele sposobów – zaczynając od tanich pousad o dosyć niskim standardzie na obrzeżach, a na czterogwiazdkowym hotelu przy plaży skończywszy. Jak można się domyślić, ceny są równie zróżnicowane. Za pokój w standardowej pousadzie trzeba zapłacić od 35 – 90 reali za dobę ze śniadaniem. Jednakże przyjeżdżając ma dłuższy okres ceny spadają nawet o połowę (po więcej info zajrzyjcie tutaj).
Jericoacoara – sława nie oznacza zdrady
Co ciekawe, zanim Jericoacoara stała się obiektem westchnień wind- i kitesurferów, była zwyczajną wioską rybacką. Jeszcze 20 lat temu próżno szukać było tu elektryczności, telefonów czy telewizji. Co ważne, nadal nie straciła ona swojego kameralnego charakteru i – mimo ogromnej atrakcyjności turystycznej – nie zamieniła się w typowy nadmorski kurort.
W 1984 roku okolice Jericoacoary stały się obszarem ochrony przyrody, a w 2002 roku utworzono tutaj natomiast park narodowy. Dzięki temu miejscowość utrzymała swój urokliwy charakter, nie przekształcając się w turystycznego molocha. To właśnie normalność, swoista niedostępność przyciąga wszystkich. Niech ten stan trwa jak najdłużej!
Chyba nie będziemy rozpisywać się nad urokami tego brazylijskiego maleństwa, które wśród freestyle’owców cieszy się światową renomą. Najlepsi surferzy ściągają tu, by szukać wyjątkowych fal…
Nie dajcie się prosić – Jericoacoara czeka! Spieszcie się, by nie zżarła jej komercja!
P.S. A na koniec ciekawostka – Jericoacoara w 360!
Dodaj komentarz