Spokojnie, nie będziesz musiał sprawdzać odporności skafandra na wysoką – delikatnie rzecz ujmując – temperaturę. Jeśli macie w sobie takie dość osobliwe pragnienie, by ponurkować w kraterze wulkanu, koniecznie wybierzcie się do Ameryki Południowej. Tam, na granicy boliwijsko-chilijskiej (lub chilijsko-boliwijskiej) znajduje się Licancabur.
Licancabur – trekking i nurkowanie
Pustyni Atacama nie trzeba nikomu przedstawiać. Skrywa w sobie wiele tajemnic, a tamtejszy krajobraz świetnie nadawałby się do filmów z pogranicza fantasy czy science-fiction. Sokół Millenium nie omieszkałby nawet tu wylądować. Nie dziwi zatem fakt, że mamy do czynienia także z Doliną Księżycową, nad którą góruje niezwykła góra. Licancabur to stratowulkan wznoszący się na prawie 6000 m. Co do ostatecznej wysokości nie ma pewności – jedni mówią, że to 5916, inni podają 5920, spotkaż się można nawet z wartością 5986 metrów. Bezpiecznie zatem mówić: „ponad 5900” lub „prawie 6000” 🙂 Ok – koniec tych sprzeczek wysokościowych.
Nie ma co ukrywać, że zdobycie szczytu wiązać się może z nielada wysiłkiem, ale przede wszystkim będzie to szansa na przeżycie fantastycznej przygody trekkingowej. Dlaczego Licancabur jest taki wyjątkowy? Perfekcyjnie symetryczny stożek grzmi i mruczy, wydając czasem mrożące krew w żyłach dźwięki. Jego nawierzchnia jest do tego niezwykle zdradliwa. Wspinając się na szczyt, znajdziecie tam wszystko: od drobnego piasku po olbrzymie kamienie, które współgrają ze sobą na wulkanicznej planszy. Wyobraźcie sobie wspinaczkę po stromej plaży, która ciągnie się na ponad kilometr, pomnóżcie to kilkunastokrotnie, a i tak będzie mało.
Warto do tego zaopatrzyć się w porządne ubrania – mimo kilkuwarstwowego odzienia przenikliwy mróz eksploruje każdy zakątek ciała. Choroba wysokościowa może dać znać o sobie w czasie pokonywania kolejnych metrów niestabilnych ścieżek. Po drodze natraficie nawet na inkaskie ruiny, które dowodzić będą, że szczyt był zdobywany od dawna.
Oczywiście co najlepsze będzie czekać na szczycie – choć widoki już w trakcie trekkingu będą oszałamiające. Niemal na wyciągnięcie ręki pojawia się kolejny wulkan, który drapieżnie kontrastuje z błekitem nieba, zielenią Laguna Verde i otchłanią Altiplano mieniącą się różem, żółcią i pomarańczą. Ten marsjański pejzaż, jest doskonałą wymówką, aby odetchnąć choć na chwilkę i nakarmić oczy festiwalem barw i kształtów. Wilgotność jest tam znikoma, więc widoczność będzie wręcz idealna na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, horyzont nie będzie miał końca…
Widoki – choć porażające – to jednak nie wszystko. Na szczycie czeka nas jedno z najwyżej położonych akwenów świata. Jezioro ma wymiary ok. 90 na 70 metrów, co śmiało można przyrównać do piłkarskiego boiska. To właśnie tam bije się rekordy świata w nurkowaniu na wysokości Niskie ciśnienie (460 Hpa) sprawia, że potrzeba kilkudziesięciu kilogramów balastu, by zatopić suchy skafander neoprenowy i kompozytowe butle.
Co ciekawe, jezioro przez większość część roku pokryte jest lodem, a jego struktura dna wymyka się wszelkim schematom. Możecie wierzyć lub nie (trudno sobie wyobrazić życie w tak skrajnie nieprzyjaznych warunkach), ale złoto-cytrynowy „piasek” jest pochodzenia organicznego – to po prostu pozostałości po maleńkich skorupiakach, które zamieszkują jezioro. Cały zbiornik usiany jest różnej wielkości skałami od małych odłamków po kilkunastotonowe skały o przedziwnych formach. Skały te w ciągu milionów lat odrywały się od komina krateru i wpadały z impetem po urwistym zboczu do jeziora.
P.S. Wiedzieliście, że Licancabur był obiektem badań NASA? W kraterze i w samym jeziorze testowano elementy aparatury mającej na celu zbadanie Marsa. Naukowcy z NASA zebrali i zbadali próbki wody odkrywając w jeziorze kilka zupełnie nowych endemicznych gatunków flory i fauny.
Licancabur i jego legendy
Wulkan – sądząc po wspomnianych już ruinach inkaskich – był ważnym elementem tamtejszej kultury, którą dalej spowija szata tajemnicy. A gdzie tajemnice, tam są legendy! Jedna z nich opowiada o dwóch młodzieńcach, Licancaburze i Juriquesie, którzy pokochali tę samą kobietę, księżniczkę Quimal. Księżniczka oddała swe serce Juriquesowi, lecz jej ojciec, książę Lascar, przyrzekł jej rękę temu drugiemu.
Podczas nocy poślubnej Quimal wyznała Licancaburowi, że jest w ciąży. Rozżalony młody małżonek powiedział o tym ojcu księżniczki, ten wpadł w gniew i kazał ściąć Juriquesowi głowę. Jednak ta tragiczna historia ma swój happy end. Każdego ranka Juriques obejmuje swym cieniem Quimal. Licancabur zaś w ukryciu ronił łzy, które z czasem stały się jeziorem wypełniającym krater. Indianie wierzą, że kto zakłóca spokój Licancabura, tego dosięgnie jej zemsta… Cóż – będziecie mieli na tyle odwagi, by zaryzykować? Dla takich widoków z pewnością 🙂
P.S. 2 Niebo na pustyniach zawsze robi kolosalne wrażenie…
Zdumiewające jak niektórzy potrafią pisać o miejscach, których nawet nie widzieli poza Wikipedia 🙂
I ta rozkmina – czy to totalny pocisk, czy może jednak komplement z Twojej strony…