Spokojnie, nie będziesz musiał sprawdzać odporności skafandra na wysoką – delikatnie rzecz ujmując – temperaturę. Jeśli macie w sobie takie dość osobliwe pragnienie, by ponurkować w kraterze wulkanu, koniecznie wybierzcie się do Ameryki Południowej. Tam, na granicy boliwijsko-chilijskiej (lub chilijsko-boliwijskiej) znajduje się Licancabur.
Licancabur – trekking i nurkowanie
Pustyni Atacama nie trzeba nikomu przedstawiać. Skrywa w sobie wiele tajemnic, a tamtejszy krajobraz świetnie nadawałby się do filmów z pogranicza fantasy czy science-fiction. Sokół Millenium nie omieszkałby nawet tu wylądować. Nie dziwi zatem fakt, że mamy do czynienia także z Doliną Księżycową, nad którą góruje niezwykła góra. Licancabur to stratowulkan wznoszący się na prawie 6000 m. Co do ostatecznej wysokości nie ma pewności – jedni mówią, że to 5916, inni podają 5920, spotkaż się można nawet z wartością 5986 metrów. Bezpiecznie zatem mówić: „ponad 5900” lub „prawie 6000” 🙂 Ok – koniec tych sprzeczek wysokościowych.

Widok od strony Doliny Księżycowej (fot. commons.wikimedia.org)
Nie ma co ukrywać, że zdobycie szczytu wiązać się może z nielada wysiłkiem, ale przede wszystkim będzie to szansa na przeżycie fantastycznej przygody trekkingowej. Dlaczego Licancabur jest taki wyjątkowy? Perfekcyjnie symetryczny stożek grzmi i mruczy, wydając czasem mrożące krew w żyłach dźwięki. Jego nawierzchnia jest do tego niezwykle zdradliwa. Wspinając się na szczyt, znajdziecie tam wszystko: od drobnego piasku po olbrzymie kamienie, które współgrają ze sobą na wulkanicznej planszy. Wyobraźcie sobie wspinaczkę po stromej plaży, która ciągnie się na ponad kilometr, pomnóżcie to kilkunastokrotnie, a i tak będzie mało.

(fot. commons.wikimedia.org)
Warto do tego zaopatrzyć się w porządne ubrania – mimo kilkuwarstwowego odzienia przenikliwy mróz eksploruje każdy zakątek ciała. Choroba wysokościowa może dać znać o sobie w czasie pokonywania kolejnych metrów niestabilnych ścieżek. Po drodze natraficie nawet na inkaskie ruiny, które dowodzić będą, że szczyt był zdobywany od dawna.

Już wiecie, dlaczego okoliczne jezioro nazywa się Laguna Verde (Green Lake), prawda? (fot. commons.wikimedia.org)
Oczywiście co najlepsze będzie czekać na szczycie – choć widoki już w trakcie trekkingu będą oszałamiające. Niemal na wyciągnięcie ręki pojawia się kolejny wulkan, który drapieżnie kontrastuje z błekitem nieba, zielenią Laguna Verde i otchłanią Altiplano mieniącą się różem, żółcią i pomarańczą. Ten marsjański pejzaż, jest doskonałą wymówką, aby odetchnąć choć na chwilkę i nakarmić oczy festiwalem barw i kształtów. Wilgotność jest tam znikoma, więc widoczność będzie wręcz idealna na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, horyzont nie będzie miał końca…

(fot. commons.wikimedia.org)
Widoki – choć porażające – to jednak nie wszystko. Na szczycie czeka nas jedno z najwyżej położonych akwenów świata. Jezioro ma wymiary ok. 90 na 70 metrów, co śmiało można przyrównać do piłkarskiego boiska. To właśnie tam bije się rekordy świata w nurkowaniu na wysokości Niskie ciśnienie (460 Hpa) sprawia, że potrzeba kilkudziesięciu kilogramów balastu, by zatopić suchy skafander neoprenowy i kompozytowe butle.

EPICKIE WIDOKI! (fot. commons.wikimedia.org)
Co ciekawe, jezioro przez większość część roku pokryte jest lodem, a jego struktura dna wymyka się wszelkim schematom. Możecie wierzyć lub nie (trudno sobie wyobrazić życie w tak skrajnie nieprzyjaznych warunkach), ale złoto-cytrynowy „piasek” jest pochodzenia organicznego – to po prostu pozostałości po maleńkich skorupiakach, które zamieszkują jezioro. Cały zbiornik usiany jest różnej wielkości skałami od małych odłamków po kilkunastotonowe skały o przedziwnych formach. Skały te w ciągu milionów lat odrywały się od komina krateru i wpadały z impetem po urwistym zboczu do jeziora.

(fot. commons.wikimedia.org)
P.S. Wiedzieliście, że Licancabur był obiektem badań NASA? W kraterze i w samym jeziorze testowano elementy aparatury mającej na celu zbadanie Marsa. Naukowcy z NASA zebrali i zbadali próbki wody odkrywając w jeziorze kilka zupełnie nowych endemicznych gatunków flory i fauny.
Licancabur i jego legendy
Wulkan – sądząc po wspomnianych już ruinach inkaskich – był ważnym elementem tamtejszej kultury, którą dalej spowija szata tajemnicy. A gdzie tajemnice, tam są legendy! Jedna z nich opowiada o dwóch młodzieńcach, Licancaburze i Juriquesie, którzy pokochali tę samą kobietę, księżniczkę Quimal. Księżniczka oddała swe serce Juriquesowi, lecz jej ojciec, książę Lascar, przyrzekł jej rękę temu drugiemu.

(fot. commons.wikimedia.org)
Podczas nocy poślubnej Quimal wyznała Licancaburowi, że jest w ciąży. Rozżalony młody małżonek powiedział o tym ojcu księżniczki, ten wpadł w gniew i kazał ściąć Juriquesowi głowę. Jednak ta tragiczna historia ma swój happy end. Każdego ranka Juriques obejmuje swym cieniem Quimal. Licancabur zaś w ukryciu ronił łzy, które z czasem stały się jeziorem wypełniającym krater. Indianie wierzą, że kto zakłóca spokój Licancabura, tego dosięgnie jej zemsta… Cóż – będziecie mieli na tyle odwagi, by zaryzykować? Dla takich widoków z pewnością 🙂
P.S. 2 Niebo na pustyniach zawsze robi kolosalne wrażenie…
Zdumiewające jak niektórzy potrafią pisać o miejscach, których nawet nie widzieli poza Wikipedia 🙂
I ta rozkmina – czy to totalny pocisk, czy może jednak komplement z Twojej strony…