W większości albumów znajdziemy swoje zdjęcia z latającymi zabawkami w piaskownicy. Idziemy o zakład, że nawet teraz część z Was z ochotą spędziłaby tam wcale niekrótkie chwile. Przecież nikt z tego nigdy nie wyrasta? A co powiedzielibyście na zabawę w największej piaskownicy na świecie? Wystarczy wyruszyć do Australii. Tam już na Was czeka Fraser Island. Nie pożałujecie!
Fraser Island to nie tylko piach!
Jak, to? Piszecie, że to największa piaskownica na Ziemi, a teraz taki nagłówek? Dlaczego? Bo taka jest prawda! Fraser Island skrywa wiele zakątków, o których by się Wam nawet nie śniło. Ale o nich za chwilę. Najpierw trochę statystycznych, surowych danych.
Wyspa położona jest na Wschodnim Wybrzeżu Australii, zwanym również Gold Coast – głównie ze względu na popularność wśród bardziej zamożnych turystów i podróżników. Na szczęście Wielka Wyspa Piaszczysta znakomicie przełamuje ten ogólnie panujący trend. Nikt tam nie będzie pławił się w luksusach pięciogwiazdkowych hoteli czy pensjonatów. Położona jest ona mniej więcej 200 kilometrów od Brinsbane w stanie Queensland. Jej przybliżone wymiary to 120 km długości i do 25 km szerokości (źródła podają różne widełki, więc przyjmijmy uśrednioną liczbę w najszerszym miejscu), a powierzchnia całkowita zamyka się w banalnych 1600 km². To właśnie te liczby czynią z Fraser Island największą wyspę piaskową świata. Jest ona częścią ogromnego Great Sandy Region i od 1992 roku widnieje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
https://vimeo.com/48228027%20
K’gan – czyli raj
K’gan to pierwotna nazwa wyspy nadana jej przez mieszkających tu dawniej aborygenów. Jest ona wręcz idealna, o czym będziecie mogli przekonać się, czytając tekst do końca. Obecna nawiązuje do historii kapitana Jamesa Frasiera i jego żony, Elizy. Przebywali oni pewien czas na tutaj po rozbiciu się ich statku, Sterling Castle. Kapitan Fraser nazwał wyspę na cześć swej małżonki. Sam zmarł na K’gan, ale na szczęście jego ukochana wraz z innymi członkami załogi zostali uratowani.
Na samą wyspę można dostać się regularnie kursującymi promami, a poruszać się można tam (prócz piechtolotu) tylko samochodem terenowym – inne nie mają tam wstępu. Możecie eksplorować jej piękno (choć część wyspy jest niedostępna dla zwiedzających) na własny rachunek lub skorzystać z licznych ofert wycieczek fakultatywnych, jednak spędzenie tam tylko jednego dnia to zdecydowanie zbyt mało, by choćby spróbować atmosfery tego miejsca. To ślizganie się jedynie po jej powierzchni, a tego przecież nie chcemy prawda?
Wytyczono tam wiele miejsc na kemping – także na plaży! – z których rozciągają się niesamowite widoki na ocean. Plaża spełnia także inne funkcje: z jednej strony można urządzić tam porywającą przejażdżkę terenówką, z drugiej jednak służy ona jako lądowisko dla małych samolotów. Zgadnijcie, kto ma tam pierwszeństwo 🙂 Wydając kilkadziesiąt AUD możecie skusić się także na ekstremalny lot no gravity (czasem piloci fundują dodatkową porcję adrenaliny wznosząc szybko samolot w górę, by potem bezwładnie opadać – CZAD!), w czasie którego można również podziwiać wyspę z nieco innej perspektywy.
Bodaj od lipca do października można podziwiać migrujące wieloryby, a i miłośnicy wędkarstwa będą mieli tam prawdziwe używanie. Często widać dryfujące w pewnej odległości od brzegu łódki z podnieconymi amatorami wędki. Prawdziwą osobliwością będzie znajdujący się w głębi wyspy las deszczowy, skrzący się soczystą feerią barw, z których najbardziej intensywna jest oczywiście zieleń. Przy odrobinie szczęścia spotkać można tam czystej krwi psy dingo – wyspa jest jednym z niewielu miejsc w Australii, gdzie żyją one swobodnie – a i na brak kangurów nie można narzekać.
Wyspa na pełnym morzu – zatem skąd tam słodka woda zdatna do picia? Jej źródłami są legendarne już jeziora, które same w sobie stanowią nie lada atrakcję. Są one jednymi z najczystszych na świecie – tak, kolejne „naj” na Fraser. Chyba najbardziej popularnym jest Jezioro McKenzie. Krystalicznie czysta i niezwykle ciepła woda, w której można pluskać się do woli (w oceanie natknąć można się na niebezpieczne prądy i rekiny). I te widoki! Coś wspaniałego! Innym popularnym miejscem na przystanek i kąpiel jest Eli Creek znajdujący się we wschodniej części wyspy – można sobie też urządzić przyjemny spacer dnem tego malowniczego strumienia.
Magnesem na wszystkich ciekawskich są tu także słynne wraki statków. Niby to tylko pordzewiałe szkielety, niby to tylko kupa złomu, jednak okryte są mgłą tajemnicy i swoistego romantyzmu. Każdy z nich skrywa swoją niepowtarzalną historię. Weźmy choćby wrak statku Maheno. Przez ponad 30 lat XX wieku pełnił on służbę pływającego szpitala. Gdy odsłużył już swoje, postanowiono sprzedać go na złomowisko do Japonii. W czasie holowania jednak napotkano ogromny sztorm, który rozerwał łańcuchy, a statek zaczął długo dryfować po wodach oceanu. Osiadł ostatecznie na plaży Fraser Island. Podobnych historii w dziejach wyspy rozegrało się kilkanaście.
Fraser Island to doskonałe miejsce do aktywnego wypoczynku. Sport, wyścigi terenówek, wyprawy trekkingowe, szalone zjazdy po piaszczystych zboczach, kąpiele… Wymieniać dalej? Co najważniejsze, można tu zwyczajnie odpocząć, zresetować się, nabrać sił, podładować akumulatory. No i ulepić babki z piasku 🙂
Dodaj komentarz