Dawno nie było nas na kontynencie azjatyckim, więc mamy dla Was nie lada propozycję. Perła (jak w tytule: jedna z wielu) Tajlandii. Jeden z cudów tamtejszej architektury. Bucha złotem już od wejścia, powalając na kolana swym przepychem i skromnością jednocześnie (nie – nic się nam nie pomyliło). Skryta na szczycie wzniesienia, oblepiona soczystą zielenią drzew. Wat Phra That Doi Suthep.
Ta buddyjska świątynia położona jest jakieś 15 kilometrów od miasta Chiang Mai, na wysokości ponad 1600 metrów – na szczycie góry Doi Suthep. Notabene, samo miasto skrywa w sobie ogromne bogactwo sakralnych budowli – jedna piękniejsza od drugiej. Wizyta w nim należy do obowiązkowych w Tajlandii, zwłaszcza dla tych, którzy lubują się w zwiedzaniu tego typu miejsc.
Wat Phra That Doi Suthep, czyli „święte świętych” północnej Tajlandii
Początki całego kompleksu sięgają już XIV wieku, a jedna z legend (w telegraficznym skrócie) głosi, że do Chiang Mai dotarł pewien mnich z relikwiami samego Buddy. Początkowo chciano złożyć je w słynnej świątyni, Wat Suan Dok. Jednak podczas drogi kość, z którą mnich wędrował w cudowny sposób pękła na dwie części. Wtedy to, ówczesnie panujący na Północy król Nu Naone zdecydował powierzyć sprawę ślepemu losowi. Połówkę kości przymocowano do grzbietu białego słonia (uważanego za święte zwierzę) , którego puszczono wolno. Zwierzę dotarło aż na wzgórze Doi Suthep zwanym w tym czasie Doi Aoy Chang, co oznacza Górę Cukrowego Słonia. Stanęło tam, donośnie zatrąbiło, obróciło się trzykrotnie, by nagle… paść martwe, niczym rażone gromem. gdzie padło martwe. Odczytano to jednoznacznie – jako znak – więc król nakazał wzniesienie w tym miejscu monumentalnej stupy. Budowa zakończyła się najpewniej około roku 1383. Czy w tej legendzie jest choćby małe ziarenko prawdy? To nie jest ważne…
Do kompleksu wchodzi się po monumentalnych schodach, pokonując 306 stopni. Schody są wspaniale zdobione wyobrażeniami olbrzymiego, mitycznego węża Naga, który wije się po zboczu. Niesamowity widok!
Przez lata napływali tu kolejni mnisi, a kult rozrastał się do niebotycznych rozmiarów, stając się jednym z najważniejszych „sanktuariów” na północy Tajlandii. Dziś to miejsce, prócz swego znaczenia duchowego, jest również ważnym obiektem turystycznym, odwiedzanym przez dziesiątki (albo i setki) tysięcy turystów rocznie. Owszem, możecie trafić na kolejki i dzikie tłumy, ale czy to nie jest warte tych wszystkich wrażeń i wspomnień związanych z tym miejscem?
Jak już dotrzecie na miejsce, to nie zapomnijcie o szacunku dla sacrum i kilku zasadach, które panują w buddyjskich świątyniach – nie tylko w Tajlandii:
- ubierz się skromnie, pamiętając o zakrytych kolanach i ramionach;
- w świątynnych wnętrzach należy odnosić się z szacunkiem do tutejszych praktyk i obiektów religijnych;
- przed wejściem do świątyni zdejmij obuwie w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu;
- staraj się (o ile to możliwe) nie przewyższać swoją głową wyobrażeń Buddy;
- nie dotykaj rzeźb i przedstawień Buddy.
Złoto mocno razi, prawda? Co powiecie zatem na kilka klimatycznych kadrów?
Dodaj komentarz