Moai, czyli tajemnicze posągi Wyspy Wielkanocnej

Skoro jesteśmy w klimacie Zmartwychwstania, chcemy kontynuować wątek związany z Wyspą Wielkanocną i jedną z największych jej tajemnic, czyli moai.

Moai i odwieczna niewiadoma

Czym są moai wiecie już z wczorajszego tekstu, jednak do tej pory krąży wokół nich wiele legend, niewiadomych i tajemnic, które nie pozwalają zasnąć badaczom, ale także zwykłym, ciekawskim turystom. Najwięcej kontrowersji wzbudza pytanie: jak budowniczowie byli w stanie postawić i przetransportować te kolosy? Wszak średnio mierzą około 10 metrów i ważą ponad 20 ton, a zdarzały się obiekty nawet 10 razy cięższe. Naukowcy zachodzą w głowę, jak udało się to ludowi, których rozwój techniczny i cywilizacyjny pozostawał na przełomie XI i XII stulecia na dość wątpliwym poziomie. Przez lata wysnuto wiele teorii na ten temat. Były wśród nich nawet, łagodnie rzecz ujmując, dość absurdalne. Szwajcarski pisarz Erich von Däniken uważał bowiem, że w ich tworzeniu, jak i ich transporcie, pomagały wyspiarzom istoty pozaziemskie.

Wyspa Wielkanocna znana jest też z tego, że praktycznie nie ma na niej obszarów leśnych. Z jednej strony wiąże się to z dość sporą aktywnością sejsmiczną i wulkaniczną. Część naukowców jednak uważa, że to bale drewniane używane były do transportowania maoi i to mogło mieć ogromny wpływ na obecny brak poszycia leśnego. Na wyspie znanych jest ponad 900 posągów, nie wiemy czy istniały jeszcze inne – z tego względu dość prawdopodobna wydaje się teza o wykarczowaniu drzew dla transportu. Czy jest prawdziwa? Trudno to stwierdzić, jednakże wiadomo, że było to możliwe. Udowodnił to zespół dr Jo Anne Van Tilburg. Sprawdźcie sami:

Zagadka moai rozwiązana?

Zdaniem Carla Lipo, archeologa z California State University, teorii tej nie potwierdzają zbierane od lat dowody kopalne. Jego zdaniem posągi były przemieszczane na stojąco (!). Technika transportowa przywodzi na myśl chodzenie. Podstawy do takiego sądu? Dowody? Oczywiście, że takowe są. Po pierwsze w pozycji wskazującej na przygotowanie do transportu w położeniu pionowym znajdują się niektóre z nieukończonych moai odnalezione w kamieniołomach czy przy drogach. Posągi porzucone przy drogach prowadzących pod górę od kamieniołomów leżą na plecach, zaś te, które odkryto przy drogach opadających w dół, przeważnie ułożone są twarzą do ziemi.

 

Carl Lipo wraz z Terrym Huntem, archeologiem z University o Hawaii w Honolulu, postanowili zatem przeprowadzić eksperyment mający udowodnić, że „chodzenie” posągów jest możliwe. W doświadczeniu tym użyli wykonanej z betonu repliki moai liczącej 3 metry wysokości i ważącej 4,4 tony. Posąg nie mógł stać samodzielnie, więc trzeba było go przez cały czas podtrzymywać. Po kilku dniach prób zespół złożony z 18 ludzi zdołał opracować sprawną technikę przemieszczania moai metodą chodu. W tym celu trzeba było użyć trzech lin: jednej uwiązanej z tyłu i dwóch po bokach. Archeologom udało się w ten sposób przemieścić kolosa o 100 metrów w ciągu niespełna godziny. Jak to wszystko wyglądało, sprawdźcie sami 🙂

Według Carla Lipo wydłużone kształty posągów sprawiają, że te kamienne bloki są zadziwiająco stabilne podczas transportu w pozycji pionowej. Ich punkt ciężkości jest przesunięty nieco do przodu, dzięki czemu łatwo jest wprowadzić je właśnie ten specyficzny, „bujany” rytm.

Jeśli o nas chodzi, to argumenty Carla Lipo są dość przekonujące. A co Wy na ten temat sądzicie?

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *