Kolumbia to nie tylko piękno przyrody, gęsta dżungla (pamiętacie nasz tekst o bajkowym Cano Cristales?), gdzie do dziś unosi się duch legendarnego Pablo Emillia Escobara Garrivy. Kolumbia to nie tylko Medellin, to nie tylko Bogota. To nie tylko pola koki i slumsy. Poznajcie zupełnie inną twarz tego kraju – na imię jej Cartagena de Indias.
Cartagena de Indias: Nowy Świat i nie tylko…
Piąte co do wielkości miasto w Kolumbii zamieszkiwane jest przez bagatela około miliona osób. Można pomyśleć, że na pierwszy rzut oka będzie tam tłoczno – nic bardziej mylnego. Cartagena de Indias (w świecie znane jako po prostu Cartagena) to miasto z potężną historią, która widoczna jest na każdym kroku – nie tylko w warstwie architektonicznej. Tak po krótce – założył je w XVI wieku hiszpański konkwistador Pedro de Hereida, wiele razy atakowano je i podbijano: głównie przez siły francuskie, angielskie i amerykańskie – mimo to za każdym razem powstawało z popiołów i rozwijało się dalej; ogromna wola przetrwania!. Rozkwit zawdzięcza handlowi złotem, srebrem i niestety – niewolnikami. Bardzo szybko miasto stało się głównym hiszpańskim portem na Wybrzeżu Karaibskim, a także skarbcem, gdzie składowano cenne przedmioty zrabowane tubylcom przed ich przewiezieniem na Stary Kontynent. Z tego jednak względu Cartagena stała się celem ataków rozlicznych piratów przeczesujących Morze Karaibskie w poszukiwaniu szybkiej fortuny. Cartagena de Indias była przez lata siedzibą hiszpańskiego wicekróla i do tej pory należy do najważniejszych portów tej części Ameryki Południowej.
Stare Miasto otoczono potężnymi murami (fortyfikacje Las Murallas budowano w sumie dwieście lat – oddano je w 1796 roku), przez co jest naprawdę nieźle zachowana. Historycy sztuki i architekci uważają, że cały ten kompleks jest najpiękniejszy spośród zabytków architektury kolonialnej nie tylko w regionie, ale w całej Ameryce Południowej. Nie dziwi więc fakt, że miasto wpisane jest na Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Historyczna część miasta to wspomniane stare miasto: wewnętrzne i zewnętrzne miasto, oddzielone od siebie murami oraz niegdyś kanałem Cano de San Anastasio, który został jednak zasypany w celu budowy nowoczesnej dzielnicy La Matuna. Największe skupisko zabytków odnajdziecie, przeczesując dzielnice El Centro, San Diego a także zamieszkane przez biedniejszą ludność Getsemaní – wymowna nazwa tej ostatniej, prawda?
Cartagena to miasto kontrastów – z jednej strony historyczne zabudowania, z drugiej nowoczesne biurowce górujące nad miastem. Wpisuje się to wręcz idealnie w klimat całego kraju, który szargany jest raz po raz lokalnymi wojenkami narkotykowych bossów – cierpią na tym, jak zwykle, najzwyklejsi mieszkańcy. Totalna bieda slumsów ściera się z niewyobrażalnym dla wielu bogactwem, o którym większość może tylko pomarzyć.
Mimo to, jest coś szokującego w tym mieście. Przede wszystkim nie da się przeoczyć niesamowitych barw, które królują tu dosłownie wszędzie. I nie chodzi jedynie o piękne kwiaty charakterystyczne dla tej strefy klimatycznej, ale również o architekturę. W centrum miasta królują wielobarwne kamieniczki – głównie w ciepłych kolorach, które przyciągają wzrok i sprawiają, że od razu poprawia się humor. Dorzućmy do tego gościnną ludność, która za każdym razem wita Cię nieudawanym uśmiechem, i zastanowić się można, czy aby do raju nie trafiliśmy.
Miasto jest niezwykle bogate pod względem dorobku kulturowego. Można go podziwiać w muzeach (Muzeum Sztuk Pięknych – Museo de Arte Moderno; Museo Navale del Caribe – Muzeum Morskie Karaibów; Museo del Oro y Arqueología – Muzeum Złota i Archeologii) czy wspaniałych świątyniach (monumentalna katedra, Iglesia de Santo Domingo, czy Iglesia de Santo Toribio de Mongrovejo).
Z tym ostatnim wiąże się ciekawa historia – W czasie ataku na miasto w 1741 roku kula armatnia wpadła do kościoła przez okno w czasie, gdy kościół był pełen ludzi biorących udział w nabożeństwie. Cudownym trafem nikt nie ucierpiał. Kula ta do dziś jest przechowywana w tym kościele. Przypadek? Zajdźcie również na paradny plac Plaza de Aduana, gdzie można strzelić sobie fotkę przy pomniku Krzyśka Kolumba. Oczywiście wymienione miejsca to tylko najważniejsze przykłady punktów, w których po prostu musicie się zatrzymać! Nie będziemy rozpisywać się nad kapitalnymi knajpkami, gdzie dostaniecie lokalne smakołyki – pasjonaci street food’u będą mieli używanie, oj będą.
Spójrzcie tylko, jak to miasto jest cudowne!
Jeśli będziecie mieli dość zwiedzania, koniecznie udajcie się na plażę – wszak to Morze Karaibskie! Gdyby jednak przerażały Was tłumy – choć żadnych wojen parawanowych tam nie ma, możecie wybrać się w rejs na jedną z okolicznych wysp, na przykład na Baru i spędzić dzień lub dwa w takim – RAJSKIM – klimacie na Playa Blanca. Jak ta woda obłędnie wygląda!
Spragnieni? To może koktajl ze świeżych owoców (i nie tylko) robiony na miejscu?
To jak? Na koniec jeszcze jeden rzut oka na przepiękne Cartagena de Indias?
Dodaj komentarz