Malediwy: raj, który może zniknąć

Kwiecień już praktycznie za pasem i powoli zaczynamy snuć wakacyjne plany. Mimo, że wszyscy trąbią na prawo i lewo o aktywnym wypoczynku, to jednak czasem człowieka nachodzi taka dziwna ochota, żeby się powylegiwać na słońcu, a jego największym zmartwieniem będzie konieczność wstania po kolejnego drinka. Raj? Wydaje się, że tak. I nie trzeba wcale przechodzić na Drugą Stronę Życia, żeby się do niego dostać. Wystarczy wsiąść w samolot i wyruszyć na Malediwy!

Malediwy: bliżej niż się wydaje

Jeszcze kilka lat temu, aby dostać się na te azjatyckie wyspy, trzeba było nieźle się nagimnastykować. Kluczową sprawą było oczywiście skomunikowanie kilku środków transportu (o ile podróżujemy na własną rękę), ale teraz doczekaliśmy się nawet lotów z Warszawy do stolicy, czyli Male, będącej jednocześnie największą wyspą z całego archipelagu, a jest ich 1200. Ceny może nie zachęcają, ale jeśli nie straszne nam przesiadki i chcemy dodatkowo zwiedzić też inne miejsca, to okrężna droga będzie najlepszą opcją. My i nasz portfel nie przestraszymy się tego wszystkiego ani trochę. Ach, te dobra globalizacji – świat się dzięki nim kurczy w zadziwiającym tempie!

Samo lotnisko na Malediwach to jedna wielka ciekawostka. Znajduje się ono bowiem na wyspie Hulhulé, położonej w odległości 1 km na północ od stolicy. To jedno z trzech lotnisk na świecie, których pas startowy zaczyna się i kończy w wodzie. Po wyjściu z hali przylotów kierujemy się do terminala promowego, skąd musimy przepłynąć do Male. Czas podróży zależy od tego, na jaki prom wsiądziemy: tradycyjny czy Express Airport, pierwszy płynie trzy minuty, drugi całe siedem. Naprawdę chcielibyśmy mieć w Polsce takie komunikacyjne „problemy”, prawda? 🙂

Malediwy, czyli raj pośrodku oceanu

To egzotyczny świat z lazurową wodą, turkusowymi lagunami, niezwykłymi rafami koralowymi oraz lśniąco białymi plażami – a wszytko to praktycznie w centrum Oceanu Indyjskiego. To idealne miejsce dla wszystkich, którzy pragną zażywać morskich kąpieli, nurkować, uprawiać windsurfing czy żeglarstwo lub po prostu odpoczywać. Odległości między wysepkami są na tyle niewielkie, że bez problemu można je pokonać, korzystając z lokalnych statków i łodzi.

Legenda mówi, że powstały z gwiazd, które spadły do Oceanu, a Marco Polo pisał o nich „naszyjnik z kwiatów Indii”. W rzeczywistości archipelag osadzony jest na 26 atolach koralowych, które stanowią nie lada atrakcję tych w większości bezludnych wysp. Zamieszkanych jest tylko niewiele ponad 200 z nich.

Groźba zniknięcia z powierzchni

Większość miejscowej ludności parała się rybołówstwem, sprzedając potem na lokalnych targach to, co udało im się złowić. Szybko jednak okazało się, że nie przyniesie to oczekiwanych i godnych dochodów. Z pomocą przyszła na szczęście szybko rozwijająca się turystyka – dzięki napływowi ludzi z całego świata mogły się rozwinąć takie kurorty, ja chociażby słynące z upraw pomarańczy, mango i ananasów Fuamulaku,  Hithadhoo – drugie pod względem wielkości miasto Malediwów, zarazem z jednym ze znanych kurortów wypoczynkowych, czy wreszcie położona w południowej części Atolu Nilandhoo, Kudahuvadhoo, gdzie znajduje się jeszcze wiele nieodkrytych buddyjskich świątyń. Jest to akurat o tyle ciekawe, że oficjalną religią jest islam, a wyznawanie innej jest prawnie zabronione.

Cały ten raj może jednak znaleźć się pod wodą. Malediwy to najniżej na świecie położony kraj, gdzie średnia wysokość to jedyne 1,3 m. n.p.m, a najwyższy punkt to zaledwie 2,5 metra. Naukowcy przewidują, że do końca XXI wieku, o ile nie zmienią się uwarunkowania atmosferyczne i geologiczne, cały archipelag może zostać wchłonięty przez Ocean Indyjski. Problem jest jak najbardziej realny i może się okazać, że Malediwy mogą podzielić los legendarnej Atlantydy, ale tego byśmy zdecydowanie nie chcieli…

 

 

One Ping

  1. Pingback: Seszele to miejsce, gdzie Bóg odpoczywał? - TRIPONLINE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *